Jak wygląda studiowanie położnictwa

Zawód położnej jest niezwykle wymagający, odpowiedzialny i trudny, z pewnością nie każdy się do tego nadaje. Nikt nie rodzi się położną (lub położnym, bo jest kilku panów w tym zawodzie). Dziś opowiem Wam jak wyglądała moja droga od zera do bohatera, a raczej od bycia zupełnym laikiem do pracy w szpitalu.

 

Uwaga: jeśli jesteś w ciąży lub jesteś osobą o słabych nerwach, nie czytaj tego artykułu!

 

Skończyłam studia I i II stopnia na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, dlatego wszystko o czym będę pisać dotyczy właśnie tej uczelni. Prawdopodobnie studiowanie w innych miastach odrobinę się różni.

 

Harmonogram zajęć

Spójrzmy najpierw na studia położnicze z lotu ptaka.

Rok I – od października do kwietnia miałyśmy zajęcia teoretyczne i ćwiczenia. Na pierwszym roku jest najwięcej przedmiotów ogólnych typu pedagogika, anatomia, biochemia, biofizyka. Oprócz ogólnych zagadnień już od pierwszego dnia przerabiałyśmy tematy typowo położnicze, uczyłyśmy się o mechanizmie porodu, przebiegu ciąży, uczyłyśmy się pobierania krwi itp. Wszystko dlatego, że już w kwietniu poszłyśmy na pierwsze praktyki do szpitala na blok porodowy i położnictwo.  Oczywiście sesja letnia i zimowa odbywają się tak jak na każdych innych studiach. W wakacje miałyśmy do wyrobienia jeszcze miesiąc praktyk indywidualnych.

Rok II – pierwszy semestr to były zajęcia teoretyczne, a cały drugi semestr był przeznaczony na praktyki na kolejnych oddziałach + blok porodowy. Drugi rok wspominam najlepiej, było najwięcej konkretnych treści położniczych. Po II roku znów trzeba było zrobić miesiąc praktyk.

Rok III – rok pod znakiem przygotowania do egzaminu zawodowego i pisania pracy licencjackiej. Na III roku jest najmniej zajęć teoretycznych, większość roku to praktyki. W między czasie trzeba było zrobić jeszcze praktyki indywidualne, żeby wyrobić się z nimi do egzaminu.

Studiowanie położnictwa to studiowanie w trybie od poniedziałku do piątku, od rana do wieczora. Przez 3 lata licencjatu nigdy nie zdarzył mi się dzień wolny w planie. Zajęcia czasami kończyły się późno wieczorem, a na praktyki wstawałam o 4:50.

 

Nauka

Ilość nauki, którą miałyśmy już od pierwszego dnia była dla mnie zaskakująca. Studia położnicze to ogromna ilość teorii do zakucia, mówiąc wprost.  Niestety jest naprawdę dużo przedmiotów z tak zwanej wiedzy ogólnej, które później się w żaden sposób nie przydają. Moim zdaniem warto by było poświęcić część tego czasu na przedmioty zawodowe, bo niektóre ważne temat były zupełnie pomijane.

Egzaminy w sesjach były trudne, choć czasem dało się zdać bazując na testach z poprzednich lat. Najgorzej wspominam anatomię, mikrobiologię i farmakologię. Po pierwszym roku sporo osób odpadło z powodu biochemii.

Po licencjacie pisze się pracę, ale nie ma typowej obrony tylko jest egzamin dyplomowy. Polega on na tym, że pół dnia spędzamy w szpitalu opiekując się jedną pacjentką pod okiem komisji. Później trzeba wszystko opisać, zreferować i odpowiedzieć na pytania. To był jeden z najbardziej stresujących dni w moim życiu. Za to na obronę pracy magisterskiej poszłam na zupełnym luzie, im dłużej studiowałam tym bardziej miałam wszystko gdzieś.

 

Jak wyglądają praktyki?

Przed moim pierwszym dniem na porodówce spałam całą 1 godzinę, tak bardzo się stresowałam.

Na praktykach z opiekunem byłyśmy podzielone na 4-5 osobowe grupy. Na bloku porodowym każda studentka miała przydzielona jedną pacjentkę i zajmowała się nią od A do Z. Na innych oddziałach typu patologia ciąży czy położnictwo robiłyśmy po prostu to co było do zrobienia.

To ile w trakcie praktyk można się nauczyć zależy częściowo od własnych chęci, ale głównie od położnej, z którą się pracuje. Są położne, które pozwalają robić wszystko, a są takie z które nie dadzą zrobić zbyt wiele. Tak czy inaczej warto nie bać się i robić jak najwięcej.

Mimo, że bywało ciekawie nie lubiłam praktyk, bo musiałam ciągle o wszystko pytać, nie mogłam podjąć samodzielnie żadnej decyzji, a jak nie było co robić szwędałyśmy się po oddziale bez celu. Jak poszłam do pracy odetchnęłam.

 

Gdy zaczęłyśmy chodzić na praktyki byłam w szoku jak wiele można zobaczyć w ciągu jednego dyżuru. Każdy przypadek to była nowa historia. Kilku z nich nigdy nie zapomnę:

  • Jedna z zabawniejszych sytuacji była wtedy gdy pacjentka trafiła do szpitala z pełnym rozwarciem, to była ciąża niedonoszona, rodziła dużego wcześniaka. Pacjentka była francuzką, mąż był francuzem i jakby tego było mało na sali był jeszcze fotograf, który też był francuzem. Chcąc nie chcąc stałam się tłumaczką z francusko-angielskiego na nasze, bo położna po angielsku znała 3 słowa.
  • Widziałam donoszone dziecko, które urodziło się bez mózgu (oczywiście martwe). To był tak straszny widok, że pamiętam to do dziś. Podziwiam rodziców, którzy podeszli do całej sytuacji bardzo świadomie i przez 2 godziny żegnali się z tym dzieckiem.
  • Nigdy nie zapomnę pierwszego porodu i pierwszego cięcia cesarskiego (to drugie wyglądało dużo gorzej).
  • Pamiętam kobietę, która 3 miesiące leżała plackiem w szpitalu. Donosiła ciążę i urodziła dziecko, które zmarło po 2 godzinach z powodu sepsy.
  • Widziałam poród, który był w 100% fizjologiczny i na ostatnim etapie odkleiło się łożysko. Pacjentka straciła przytomność na stole operacyjnym z powodu masywnego krwotoku. Na szczęście matka  i dziecko przeżyli, gdyby nie rodziła w szpitalu oboje mieliby marne szanse. Od tamtej pory inaczej patrzę na porody domowe.
  • Pamiętam kobietę, która trafiła do szpitala nieprzytomna, z krwotokiem do brzucha  – pęknięty jajowód w ciąży pozamacicznej. Prawdopodobnie żyje tylko dlatego, że mieszkała na ulicy, na której był szpital.
  • Widziałam ręczne wydobycie łożyska, lekarz włożył do macicy calutką rękę (wkłada się do tego taką specjalna długą rękawiczkę).
  • Pamiętam jak udało mi się założyć wenflon u pacjentki, która parła i machała rękami na wszystkie strony, to był nie lada wyczyn!
  • Pamiętam poród dziecka w 25 tygodniu. Najpierw tętno było prawidłowe, później było słychać tylko pojedyncze uderzenia serca. Skończyło się cięciem cesarskim, dziecko zmarło tuż po wydobyciu.
  • Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz szyłam krocze, na pierwszym roku. Było mi gorąco, ręce mi się trzęsły, a po plecach ciekła mi strużka potu. Jak wyszłam z sali prawie zemdlałam z wrażenia.

Większość tych przypadków to ciemna strona położnictwa, ale tak to już jest, że te najtrudniejsze sytuacje i ludzkie dramaty najbardziej się zapamiętuje.

 

Czy każdy może studiować położnictwo?

Myślę, że już po tych wymienionych przykładach widzicie, że absolutnie nie. Subiektywny spis cech, które powinna mieć studentka położnictwa to:

  • Determinacja – trzeba naprawdę chcieć studiować, żeby podołać nauce i ogromnej ilości praktyk, które odbywają się kosztem weekendów i wakacji.
  • Empatia – to chyba najważniejsza cecha w tym zawodzie. Trzeba umieć wczuć się w sytuację pacjentki, dla której ciąża i poród to coś nowego, wykazać się cierpliwością i życzliwością. Empatia jest tym bardziej potrzebna  w tragicznych sytuacjach.
  • Umiejętność pracowania w stresie i szybkiego podejmowania decyzji – ,,stres” to powinien być synonim słowa ,,położnictwo”. Nie brakuje tu nagłych przypadków i szybkich interwencji, od których zależy czyjeś życie.
  • Brak wstrętu do krwi, innych ludzkich wydzielin i brzydkich zapachów – kto choć raz był na porodówce ten wie.

 

Podsumowując

Studia położnicze są trudne i wymagające, nie każdy się nadaje do tego zawodu i studia pozwalają to zweryfikować. Mam nadzieję, że nie zniechęciłam tych, którzy zastanawiają się nad tym kierunkiem. 🙂

 

 

8 komentarzy

  1. Ciężka praca, naprawdę! Niedawno sama rodziłam, byłam otoczona wspaniałymi położonymi. Jednak moja macica nie chciala się obkurczyc, widziałam strach w oczach położnych i lekarza ordynatora, sama byłam ogromnie wystraszona. Wszystko skonczylo się dobrze tylko dlatego, że wszyscy zachowali zimną krew i podjęli natychmiastowe decyzje. Sama bym sie nie nadawała do tego zawodu, dlatego Bogu dziekuje, że ktoś się decyduje być położną. Dobrze, że jesteś! ❤

    Anett
  2. Bardzo mi ten post przypomina książkę “Będzie bolało”. Czasami zabawnie, czasami bardzo smutno, ale życiowo – to o czym piszesz dzieje się każdego dnia i musicie sobie z tym radzić. Bardzo to szanuje.

    Agnieszka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *