Mój poród – historia prawdziwa

Jeśli jesteś w ciąży i chcesz otaczać się historiami o porodach ze świeczkami i relaksacyjną muzyką w tle – to nie jest ta historia. Po porodzie zastanawiałam się czy kogoś nie zniechęcę, nie przestraszę opowiadając o tym jak było naprawdę. Może powinnam pominąć fragmenty o bólu i zostawić tylko te o szczęściu i uldze. Uznałam jednak, że opowiedzenie prawdy jest jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Mój poród nie był cichy i spokojny, ale dla mnie to historia o sile, która jest w kobietach i to jest w tym wszystkim najpiękniejsze.

 

Jeszcze jedna uwaga do ciężarnych: pamiętaj, że to historia mojego porodu, Twój prawdopodobnie będzie wyglądał zupełnie inaczej, bo każda z nas jest inna.

 

 

Zaczęło się od tego, że we wtorek na planowej wizycie w przychodni zapis KTG był powiedzmy – wątpliwy. Lekarz uznał, że bezpieczniej będzie jeśli będę pod obserwacją na oddziale, szczególnie, że jestem już po terminie. I tak trafiłam na patologię ciąży (oddział na którym pracowałam).

Następnego dnia po badaniu ginekologicznym zaczęły się sączyć wody, rozwarcie 3-4 cm i wieczorem zapadła decyzja, że idę na porodówkę do indukcji Oxytocyną, bo i tak musiałabym dostawać antybiotyk. Jak się dowiedziałam, że ,,to już” żołądek miałam tak ściśnięty ze stresu, że ledwo cokolwiek zjadłam na siłę, żeby nie rodzić na głodniaka. Przyjechał mąż i przed 19 poszliśmy rodzić.

 

Na sali porodowej kilka standardowych procedur i papierów, zapis KTG i koło 20 podłączyli mi Oxytocynę. Na początku skurcze były lekkie, później wraz ze zwiększaną dawką stawały się coraz mocniejsze. Koło 21:30, na łóżku, odeszły mi już konkretnie wody. To uczucie jakoś szczególnie mnie nie zaskoczyło. ,,Pyk” i nagle wylało się duuużo ciepłego płynu. Położne powiedziały ,,No to teraz się zacznie” i rzeczywiście tak było. Skurcze stały się bardzo mocne i częste. Małej jakoś po odejściu wód dosyć mocno spadło tętno i położne i lekarz podjęli decyzję o odłączeniu na jakiś czas Oxytocyny. Dzięki temu mniej więcej przez pół porodu byłam na własnych skurczach, które przez dłuższy czas były całkiem niezłe. W pewnym momencie poszłam pod prysznic i wtedy czynność skurczowa się mocno wyciszyła.

Skurcze były słabsze, nadal bardzo bolesne, ale nie aż tak jak na Oxytocynie, generalnie przez ten czas bez kroplówki odrobinę odpoczęłam. Po odejściu wód miałam rozwarcie na  5 cm, za jakiś czas znów 5, po prysznicu ,,może 6″. Wtedy się kompletnie załamałam, że nic nie idzie. Leżałam na łóżku zrezygnowana przez dłuższy czas. W końcu położna zapytała czy podłączamy spowrotem Oxytocynę. Bardzo bałam się powrotu silnych skurczów, nie wiedziałam czy sobie z nimi poradzę, ale zgodziłam się, bo wiedziałam, że to jedyne rozsądne rozwiązanie w tej sytuacji.

 

Ciąg dalszy za chwilę, a teraz kilka ważnych informacji:

Ból porodowy

W skali od 1 do 10 – miliard. Serio. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że coś może bardziej boleć. Natomiast przerwy między skurczami to ZŁOTO! To jak piekło i raj. Jest skurcz, a potem absolutna błogość, która trwa aż do kolejnego skurczu. Przez cały poród maksymalnie wykorzystywałam te chwile, opierałam się o męża, zamykałam oczy, przysypiałam, nawet mi się coś śniło momentami.

Metody łagodzenia bólu

Gaz – używałam przez jakieś pół godziny, ale właściwie nic mi nie dawał poza skupieniem na oddychaniu, więc szybko z niego zrezygnowałam.

Prysznic – był całkiem pomocny, nie dawał dużej ulgi w trakcie skurczów, ale sprawił, że były rzadsze i to był największy plus, chociaż na logikę skurcze są potrzebne w trakcie porodu i wiedziałam, że słaba czynność mi nie pomaga, ale i tak się cieszyłam z braku bólu.

Pozycje porodowe – przyjmowanie pozycji, w których mniej bolało to była dla mnie podstawa radzenia sobie z sytuacją.

Darcie się – bo ciężko to nazwać krzyczeniem. Przez praktycznie cały poród w trakcie skurczów darłam się niesamowicie i bardzo mi to pomagało, nie hamowałam się w żaden sposób. Gdyby nie krzyczenie umarłabym tam. Mając porównanie stwierdzam, że byłam jedną z najgłośniejszych pacjentek.

Szarpanie Rafała – w trakcie skurczów szarpałam go za ubranie (w pewnym momencie myślałam, że porwę mu koszulkę), drapałam, ściskałam dłonie itd., pomagało mi to przetrwać.

Gadanie głupot – przez większość porodu, a szczególnie pod koniec gadałam kompletne głupoty. Pytałam o oczywiste rzeczy, mówiłam o wszystkim co czuję, że sobie nie poradzę, potem, że sobie poradzę, że to wszystko nie ma sensu, kto to w ogóle wymyślił itd. itd. Takie wygadanie się bardzo mi pomagało i w tym też się jakoś szczególnie nie hamowałam.

 

Położne

Przez pół nocy byłam sama na porodówce i trakcie porodu były przy mnie głównie 2, czasami 3 położne, czasami 1 (zmieniały się). To dużo, ale było mi wszystko jedno kto był na sali, w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Wszystkie położne znałam z pracy. Ogólnie rodzenie przy osobach, które znam w żaden sposób mi nie przeszkadzało, ból był zbyt silny, żeby myśleć o takich pierdołach. Moja sytuacja była o tyle nietypowa, że położne w trakcie porodu do pewnego momentu pytały mnie o zdanie dotyczące szczegółów prowadzenia porodu (np. o to czy mogą zwiększyć dawkę Oxytocyny), co się raczej nie zdarza. Miałam też bardzo dużą swobodę przyjmowania różnych pozycji. Położne podpowiadały mi, że np. ta konkretna pozycja nie jest dobra, ale widząc, że inaczej nie jestem w stanie nie forsowały swojego zdania za co jestem im bardzo wdzięczna. Z pewnością gdybym słuchała ich cały czas urodziłabym szybciej, ale cieszę się z tego, że mogłam rodzić na miarę własnych sił i w swoim tempie, a nie super szybko na maksymalnej dawce Oxytocyny.

 

Ciąg dalszy historii:

Po moim wewnętrznym załamaniu i decyzji o podłączeniu ponownie Oxytocyny przepracowałam w sobie kilka rzeczy. Próbowałam sobie przypomnieć wszystko to o czym się uczyłam i o czym Wam mówiłam, pozytywne nastawienie itd. Wiedziałam, że mówienie sobie, że nie dam rady do niczego nie prowadzi, a tylko pogarsza sytuację. Powiedziałam sobie, że od teraz będę skupiać się na każdym skurczu osobno, przetrwam ten skurcz, potem kolejny i kolejny, nie myśląc o tym, kiedy to się skończy. I tak rzeczywiście robiłam. Siedziałam przez dłuższy czas na piłce, w trakcie skurczów krzyczałam, a w przerwach przysypiałam opierając się na mężu. Nie mam pojęcia ile to trwało. Położna zapytała czy może chce znieczulenie, zdecydowanie odmówiłam i uważam to za akt mojego najwyższego heroizmu.

W pewnym momencie położna zapytała czy może chcę siku. Poszłam więc do łazienki i poczułam, lekkie parcie. Zapaliła mi się lampka, bo wiedziałam, że to może oznaczać zbliżający się drugi okres porodu, ale bałam się o tym myśleć, wolałam się nastawić, że to potrwa jeszcze długo. Przyszła położna, zbadała mnie i powiedziała, żebym zobaczyła gdzie jest główka (tak – sama się zbadałam). Było dobre 8-9 cm. Dotknęłam główki i kompletnie mnie to rozczuliło (w trakcie porodu naprawdę można zapomnieć, że rodzi się dziecko). Zobaczyłam światełko w tunelu i to dodało mi sił. Położna powiedziała, żebym spróbowała poprzeć w trakcie skurczów. W tamtym momencie to było bardzo trudne, bo skurcze były nadal bardzo mocne, a uczucie parcia jeszcze słabe. Darłam się wtedy, że wszyscy mnie oszukali, bo parcie miało już nie boleć. I faktycznie tak było, ale chwilę później. Pierwszy okres porodu trwał 6,5 h.

Wróciłam na łóżko i za chwilę zaczął się drugi okres porodu. Położne kazały mi leżeć na bokach co było dla mnie bardzo niekomfortowe, ale wtedy już słuchałam, bo wiedziałam, że główka musi się dobrze wstawić, zresztą czułam wyraźnie jak się obraca. Leżąc już konkretnie parłam, ból był wtedy zdecydowanie mniejszy niż w pierwszej fazie. Czułam, że parcie idzie mi naprawdę dobrze, czułam jak główka się obniża. W tej fazie już nie potrzebowałam męża, byłam skupiona na pracy.

W trakcie drugiego okresu porodu byłam bardzo świadoma wszystkiego co się działo, nie wiem czy z racji zawodu, czy tak po prostu. Widziałam jak położna przygotowuje zestaw do porodu (mówiłam nawet mężowi, żeby przypadkiem nie dotknął, bo jest sterylny), ustawia łóżko, przyszedł lekarz itd. działo się wszystko to co tak dobrze znałam. Wiedziałam, że już koniec, a mimo to pytałam wszystkich czy ja na pewno urodzę naturalnie. Przez całą ciążę bałam się, że skończy się cięciem i ten strach towarzyszył mi aż do końca, objawiając się w takich absurdalnych pytaniach.

Gdy główka była już na wychodzie położna powiedziała, żebym parła teraz z całej siły. Wiedziałam co to oznacza – nacięcie – i czułam, że bez tego na pewno się nie uda, z pewnością bardzo bym popękała. Parłam więc długo i mocno, bo wiedziałam, że dzięki temu nie będzie bolało, i faktycznie praktycznie nie bolało. W trakcie kolejnego skurczu czułam jak rodzi się główka, w następnym barki i reszta ciała. To, że czułam wszystko tak wyraźnie bardzo mnie zaskoczyło. Sam drugi okres trwał tylko 15 min. i przebiegł bardzo łagodnie.

O 4:45 urodziła się ona – zdrowa, pulchniutka, śliczna dziewczynka. 3600 g, 54 cm, 10 punktów. Gdy położyli mi ją na klatce piersiowej szczęście mieszało się z uczuciem ulgi i niedowierzania.

Po porodzie zabrali ją na badanie i za chwilę oddali do kangurowania. Mała od razu pięknie przyssała się do piersi i karmiłam ją nieprzerwanie przez jakieś półtorej godziny.

Nadal gadałam od rzeczy, gdy pediatra przyszła, żeby powiedzieć mi o stanie zdrowia dziecka zamiast słuchać pytałam ,,Ooo a Pani jest mamą Agaty? Miałam dyżur jak rodziła!”. Mój mózg nie funkcjonował zbyt dobrze. 🙂 Dopytywałam też bez przerwy czy na pewno dostanę znieczulenie do szycia, bo nie chcę już żadnego bólu. Pamiętam też, że widziałam na monitorze, że na innej sali rodzi druga pacjentka i realnie jej współczułam, że ona ma to jeszcze przed sobą. W międzyczasie urodziło się łożysko, znów czułam to bardzo wyraźnie, dokładnie tak jak się spodziewałam. Ogólnie w drugim, trzecim i czwartym okresie miałam wrażenie, że wszystko jest mi tak dobrze znane, normalne, jakbym była na swoim kolejnym dyżurze.

 

Gdybym miała jakoś to wszystko podsumować:

Nie spodziewałam się takiej skali bólu, dopóki się tego nie przeżyje chyba nie da się sobie tego wyobrazić i się na to przygotować. Nie spodziewałam się też takiej mojej reakcji na ból. Z jednej strony nie hamowałam się, z drugiej było mi głupio, że zachowuje się tak irracjonalnie, z trzeciej moje zachowanie było jednak dosyć typowe i wiem, że na moich koleżankach raczej nie zrobiło wrażenia, poród jak każdy inny.

Jestem zaskoczona tym jak bardzo było mi wszystko jedno w trakcie porodu. W ogóle nie myślałam o pozycjach wertykalnych, ochronie krocza i innych tego typu rzeczach, na których wcześniej mi zależało. W pewnym momencie nawet było mi obojętne czy urodzę naturalnie czy cięciem, marzyłam tylko o tym, żeby to wszystko się skończyło.

Jestem bardzo szczęśliwa, że udało mi się urodzić naturalnie, bo do samego końca w to nie wierzyłam.  Jestem dumna, że poradziłam sobie bez znieczulenia, co przy moim niskim progu bólu było pod znakiem zapytania. Jestem bardzo dumna z Zuzi, która poza jednym epizodem spadku tętna na początku, radziła sobie doskonale i przez cały poród tętno było idealne nawet w trakcie parcia.

Przez jakieś dwa dni byłam pod wrażeniem tego wszystkiego co się wydarzyło. Czułam się najdzielniejszą kobietą na świecie, zbawicielką narodów, wojowniczką, bohaterką i nie wiem kim jeszcze. Miałam wrażenie, że dokonałam czegoś niemożliwego i że nic trudniejszego mnie już w życiu nie spotka, wszystkie codzienne problemy wydawały mi się niczym w porównaniu z porodem. Zaczęłam inaczej myśleć o kobietach, które urodziły dzieci.

Po dwóch dniach zaczęłam zapominać o bólu i te wszystkie odczucia też minęły, choć nadal jestem z siebie niesamowicie dumna i szczęśliwa, że wszystko tak dobrze się potoczyło.

Jak powiedziały mi koleżanki w trakcie porodu: położna naprawdę staje się położną rodząc swoje pierwsze dziecko. Myślę, że to prawda, to doświadczenie na zawsze zmieni mnie jako kobietę i jako położną.

 

 

8 komentarzy

  1. Gratuluje ślicznej córci i cieszę się że wszytko skończyło się dobrze dla ciebie i dla maluszka. Mam jednak pytanie. Dlaczego tak bardzo nie chciałaś znieczulenia? Ja dostałam je dwa razy w ciągu porodu a ostatecznie kiedy drugie zeszło, kazano mi przeć więc doskonale wiedziałam i czułam co się dzieje.
    Drugie pytanie dotyczy podawania oksytocyny. Zastanawia mnie czy w twoim szpitalu jest to norma ze pozwalają przyjmować wtedy pozycje jakie sos chce uśmierzające i pomagające w bólu. Mnie nie pozwolono odejść od łóżka i od razu zaproponowano znieczulenie. Nie było mowy o użyciu gazu, drabinek, piłki itd. Jak tylko zaczęły się skurcze bardzo bolesne na oksytocynie to wstałam z łóżka i opierając się o nie radziłam sobie z bólem. Położnej się to nie podobało bo zanieczyściłam podłogę wodami. Oczekiwano ze w tych okropnych bólach będę leżeć plackiem na łóżku.
    I jeszcze na koniec prośba. Wrzuć proszę jakieś posty na temat konwalescencji po nacięciu krocza, jak można sobie pomoc, możliwości jakie daje medycyna jeśli pojawia się komplikacje lub długotrwałe efekty. Ja byłam na środkach przeciwbólowych dwa miesięce po! Było to bardziej traumatyczne niż sam poród. Zrobił się zrost który bardzo bolał i pewnie nie byłabym do dziś w stanie na nim usiąść. W desperacji zaczęłam go rozmasowywać olejem kokosowym po kąpieli i dziś już jest dobrze. Zbyt mało się o tym mówi. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i Zuzię x

    Marzena
  2. “Zaczęłam inaczej myśleć o kobietach, które urodziły dzieci.” ♥️
    Mam wrażenie że nie które położne szybko zapominają jak to jest być po drugiej stronie i źle traktują kobiety podczas porodu (nie mierzę wszystkich jedną linijką oczywiście).
    Twój poród wypisz wymaluj jak mój jeśli chodzi o kolejne etapy.
    I dla mnie szycie krocza było najgorszym przeżyciem traumatycznym wszystko czułam na żywca a lekarz jeszcze miał do mnie pretensje jak ja się zachowuje. Skurcze nie wspominam źle i też byłam od początku na oxytocynie. Ale właśnie każdy poród inny. Ale jestem tylko zdziwiona że nie chciałaś znieczulenia skoro naprawdę miałaś dość i tak bardzo Cię bolało..
    Cieszę się że masz za sobą i że wszystko się szczęśliwie skończyło.. mi zostało jakieś 3,4 tyg.
    Jesteśmy mega dzielne kobietki ♥️

    S.
  3. Rodziłam cztery razy. Z jednej strony każdy poród był inny, z drugiej wszystkie łączyło jedno BÓL! Pierwszego porodu z racji braku doświadczenia nie bałam się w ogóle, każdego kolejnego bardzo! Bałam się przede wszystkim bólu. Tak jak piszesz – my, kobiety, możemy być z siebie dumne, że jesteśmy w stanie przeżyć to wszystko, żeby dać komuś życie! Ale cóż – podobno nic wartościowego nie rodzi się bez cierpienia…🙂

  4. U nas wszystko szło tak szybko, że ja nie miałam czasu myśleć. Do samego końca nie miałam ani skurczy przepowiadających, ani innych symptomów. Wzięłam kąpiel, wyszłam z wody, założyłam piżamę nagle to charakterystyczne pyk i wody poszły, była 20:00, o 21:10 bylismy już w szpitalu gdzie zbadali mnie i powiedzieli ze mam już 8 cm, S. przyszedł na świat o 22:40. U mnie skurcze od razu zaczęły się co 7i 5 min w aucie. W szpitalu trzy panie na raz wypełniały moje dokumenty bo już nie było czasu. Nie było czasu na znieczulenie więc rodziłam bez niego. Skurcze bolały ale dla mnie najgorszy był oddech, czułam jak się dusze i nie mogę złapać tchu. Krzyczałam bo miałam wrażenie ze przy krzyku jedynie mogę złapać powietrze. Przeć było ki bardzo ciężko. Nie chciałam tez dotknąć główki bo mnie sparaliżował strach.

    Ale dla mnie ból porodowy to było nic. Dla mnie najgorsze było szycie krocza. Trafiłam na lekarkę (zresztą Ukrainkę lub Rosjankę) która robiła to naprawdę nieumiejętnie tak że ja krzyczałam z bólu. Niestety ale przez to później dostałam mocne znieczulenie i nie mogłam od razu karmić, nie mogłam tez kangurować i mamy teraz problemy z karmieniem i z wagą. Jest to dla mnie mega trauma teraz, bo calutki personel który miałam podczas porodu i później pobytu w szpitalu był naprawdę super oprócz tej jednej osoby, która nie umiała wykazać się empatią i zrozumieniem. Na szczęście moje jęki usłyszała inna lekarka i zainteresowała się mną i dopiero dostałam odpowiednie znieczulenie i to ona już konczyla szycie uspokajając mnie i dając duże wsparcie.

  5. Mam bardzo podobne doświadczenia. Też uważam, że nie ma większego bólu i też darłam się w niebogłosy (też było mi wszystko jedno czy to jest na miejscu czy nie) 😀 i prysznic był zbawieniem. Pomógł trochę zagłuszyć ból i wsłuchiwanie się w muzykę i śpiewanie pozwalało jako tako oderwać się od tego co się dzieje (oczywiście do pewnego momentu, bo potem już nie słyszałam muzyki).
    Ale dla mnie druga faza porodu była okropna, kumulacja bólu.
    Fajnie, że opisałaś swoje doświadczenia. Miło przeczytać, że ktoś ma podobne doświadczenia i nie jest się tą dziwną co darła się jak opentana 😀
    Pozdrawiam!

    Paulina
  6. Gratulacje. Czytałam z zapartym tchem przypominając sobie moje doświadczenia. Życzę dużo zdrowia i sił teraz i dbaj o siebie, bo o tym po porodzie trochę zapomniałam i często zarzucam sobie że przez to musiałam później przechodzić przez bardziej intensywny koszmar komplikacji poporodowych i końcowo operację, o tym co się dzieje po mówi się jeszcze mniej niż o porodzie, a szkoda. Wszystkiego dobrego.

    M.
  7. Prawdziwe. Podzielam zdanie, że prawdziwa położna to taka, która zaznala porodu. Książka obraz to jedno a zaznać na własnej skórze tego to drugie. Na pewno uczy to większej empatii a bynajmniej powinno.

    Czekam na wpis o baby blues.

    Paulina
  8. Super że opisujesz wszystko dokładnie tak jak było,nie koloryzujac. Co prawda jeszcze nigdy nie urodziłam, ale chciałabym w przyszłości tego doświadczyć a uwielbiam jak dzielisz się z nami swoją wiedzą. Gratulacje j wszystkiego dobrego dla Ciebie i Twojej córci 🙂
    P.S. Mam nadzieję że choć troszkę będziesz mówić nam jak jest być mamą i jak wyglada macierzyństwo.

    Ola

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *